8 listopada 2016 r. Droga krajowa nr 17, prowadząca nas z Warszawy przez przejście graniczne w Hrebennem, wprost do Żółkwi. Tylko 360 km, 5 godzin i 15 minut jazdy samochodem dzieli nas od Małych Kresowian, których mieliśmy zaszczyt gościć w sierpniu br.
Żółkiew to renesansowe miasto – zabytek. Założona w 1597 r. przez hetmana polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego, ulubiona rezydencja króla Jana III Sobieskiego. Polskę wyczuwa się tu wszedzie, w każdym zabytku i uliczce. Ta atmosfera na co dzień otacza naszych Małych Kresowian.
Nie wjeżdżamy bezpośrednio do centrum miasta. Kilkaset metrów przed zabytkową bramą wjazdową skręcamy w lewo, w małą uliczkę. To tutaj, w niewielkim, ale zadbanym domu, znajduje się Sobotnia Szkoła Języka Polskiego przy Delegaturze Sióstr św. Dominika.
Dzwonimy. Drzwi otwiera jedna z sióstr i prowadzi nas do małej salki, w której czekają zniecierpliwione dzieci. Patrzą trochę z niedowierzaniem. Wstają z ławek i witają nas. Zdyscyplinowane… w końcu to szkoła.
Poseł Zbyszek Gryglas wita od nas dzieci i przedstawia honorowego gościa, który przyleciał prosto z USA. Marek Wysocki, przedsiębiorca, był jednym ze sponsorów Wakacji dla Małych Kresowian. 10 godzin lotu do Lwowa i jeszcze ponad 2 godziny jazdy samochodem do Żółkwi. Taką odległość przebył Marek, żeby zobaczyć te mądre i piękne dzieci.
Część oficjalna. Słuchamy piosenki i wiersza w wykonaniu dzieci. “Hej Sokoły” śpiewamy wszyscy razem i przypominamy sobie wspólne wykonanie tego utworu w Warszawie, podczas zabawy w Klubie Sosnowym.
Zbyszek pyta dzieci, co zapamiętały z wakacji. Najczęściej wymieniane jest Muzeum Powstania Warszawskiego i Park Linowy. Buzie uśmiechają się i tak płynnie przechodzimy do części nieoficjalnej. Dowiadujemy się również, że w szkole uczy się obecnie języka polskiego 200 dzieci. Przyjeżdżają nawet z bardzo daleka. Zajęcia odbywają się już przez cały tydzień, pomimo że początkowo miały być tylko w soboty (stąd nazwa szkoły).
Dzieci dostają od nas prezenty: słodycze, książki, gry oraz dwa komputery stacjonarne wraz z drukarką, przekazane na rzecz szkoły przez Michała Pańkowskiego. My też otrzymujemy dary od dzieci – małe co nieco, czyli przepyszną ukraińską chałwę i inne lokalne słodkości.
Robi się niewielkie zamieszanie. Dzieci pytają o rodziny, u których mieszkały w czasie wakacji. Przekazują pozdrowienia. Wybiegają za nami, gdy idziemy do samochodu. Mamy pozdrowić ciocię Karolinę i ciocię Natalię. Ciocię Kasię pozdrowią sami, bo i tak mają z nią kontakt przez Skype.
Wzruszeni ruszamy w drogę powrotną. Krótka wizyta, ale jakże ważna. Mobilizuje nas do dalszych działań. Czas biegnie nieubłaganie. Dużo pracy jeszcze nas czeka przed kolejnymi wakacjami.
Ewa Krawczyk-Dębiec